Ślady pod Krzyżem Południa – Płaczący głaz

with Jeden komentarz

Podczas tych Mszy św. świątynia w parafii św. Józefa w Morón wypełniała się po brzegi. Wszyscy w mieście wiedzieli, że jeżeli ktoś pójdzie na Mszę charyzmatyczną będzie ciepło przyjęty. Kto smutny przychodził, wracał do domu uszczęśliwiony, radosny i odnowiony, gdyż ktoś tam na niego czekał, z którym mógł wyruszyć dalej przez życie.

Ale wcześniej ruch jak na dworcu kolejowym. Jedni przyjmowali przychodzących, pomagając znaleźć im jakieś miejsce w ławkach; drudzy zajmowali się małymi dziećmi; inni notowali intencje mszalne: o uzdrowienie duchowe, o uwolnienie, tych którzy żyją w nienawiści i mściwości oraz braku przebaczenia, o zgodę w rodzinie, o powrót dzieci do wiary, o zdrowie. Tyle niedziel i zawsze te same potrzeby i kłopoty oraz wysiłki by stać się nowym człowiekiem.

Kiedy po Komunii zespół muzyczny zaczynał śpiewać pieśni uwielbienia, zgromadzeni znowu ożywiali się i dawał się słyszeć śpiew radosny i falujący jak morze, który mógł trwać nawet 20 minut. Od czasu do czasu las rąk unosił się do nieba i w rytm pieśni kołysał się równomiernie jak wierzchołki drzew podczas burzy. Raz śpiew rozbrzmiewał silnie, że aż ciarki przechodziły, niebawem cichł i szumiał delikatnie jak łan zboża. W pewnych momentach wszyscy stojąc pogrążali się w głębokim milczeniu, jak drzewa w borze i słychać było tylko lekkie dźwięki gitary jak świergot ptaków. Alabaré… ….alabaré…  ….alabaré…  alabaré a mi Señor. Na chwałę… na chwałę… na chwałę… wszystko na chwałę Pana.

Był rok 1995. Podczas jednej z takich Mszy św. do kościoła wszedł pewien człowiek. Wielu nawet go nie zauważyło, gdyż byli zajęci śpiewaniem. Był pod wpływem alkoholu, ale nie był agresywny. Zdradził go silny zapach trunku, niepewny krok i charakterystyczne kołysanie się, właściwe pijanemu. Gdy stanął przed ołtarzem, mogłem zauważyć na jego twarzy straszliwe skutki wieloletniego nałogu pijaństwa. Przez chwilę stał jak zimny, niewzruszony głaz.

Ktoś może pomyśleć, że szukając towarzyszy swej niedoli wszedł przypadkowo. Być może chciał napić się wody i ugasić pragnienie, zdobyć jakiegoś grosza na…? Być może przyciągnęły go pieśni, które właśnie w tym czasie prowadziła Silvia. Ona też mieszkając blisko kościoła słyszała te pieśni i w pewnym momencie zaciekawiona weszła do świątyni i pozostała. Później zorganizowała zespół muzyczny ze swoim mężem, który przynosił instrumenty, kable, mikrofony i przygotowywał je do Mszy św.

Ale tego przybysza nie interesowały spojrzenia uczestników. Nie przyglądał się nikomu. Podszedł do ołtarza, podniósł ręce i zaczął poruszać nimi jak inni w rytm śpiewanych pieśni. Tak mógł przedstawić Bogu swe sprawy i zacząć walkę o uwolnienie.

Stał przed Bogiem. On też jest żywym kamieniem Kościoła, chociaż był w stanie, który nie bardzo pasował do chwili. W pewnym momencie po jego twarzy spłynęły łzy jak krople wody z głazu kiedy jest zmiana temperatury, zostawiając widoczne “Ślady pod Krzyżem Południa”.

 

Ks. Zdzisław Urbanik CSMA

One Response

  1. Daniel
    | Odpowiedz

    Kiedy mężczyzna płacze to znak, że dobro w nim wygrywa ze złem.

Leave a Reply to Daniel Anuluj pisanie odpowiedzi