― Padre, może ksiądz pobłogosławić mój dom? ― zapytał mnie pewien parafianin, którego nie znałem, gdyż było to niedługo po tym jak objąłem probostwo Parafii Św. Józefa w Morón.
― Ja uczestniczę w spotkaniach charyzmatycznych, czytam Pismo Św., i wierzę, że Pan Bóg błogosławi…
Święcąc dom i warsztat blacharsko-lakierniczy w obecności właściciela, który mnie prosił o tę posługę, weszliśmy do pewnego pomieszczenia. Wielkie było moje zdumienie, kiedy spotkałem tam młodego mężczyznę ubranego po robotniczemu, zajętego przy ptaszkach w klatce.
― To mój brat Marceli ― powiedział towarzyszący mi właściciel warsztatu.
― Co Ty tu robisz w tej dziurze? ― zapytałem go.
― A ja handluję ptaszkami. Łapię je, przygotowuję, a później sprzedaję.
Po krótkiej rozmowie zaproponowałem mu, by przyszedł do parafii i włączył się do charyzmatycznej grupy modlitewnej. Patrząc na klatkę przypomniała mi się, z czasów szkolnych, bajka biskupa Ignacego Krasickiego “Ptaszki w klatce”.
«Czegoż płaczesz? — staremu mówił czyżyk młody —
Masz teraz lepsze w klatce niż w polu wygody».
«Tyś w niej zrodzon — rzekł stary — przeto ci wybaczę;
Jam był wolny, dziś w klatce — i dlatego płaczę».
Wówczas nie wiedziałem jeszcze, że ta posługa duszpasterska da początek historii miłości małżeńskiej i rodzinnej. Po tym spotkaniu, Marceli zjawiał się w kościele z egzemplarzem Pisma św. Oprócz uczestnictwa w coniedzielnej Mszy św. włączył się do grupy modlitewnej „Odnowy w Duchu Św.”, istniejącej przy parafii. Tam objawił się u niego dar języków. A Pan Bóg przygotował dla niego odpowiednią pomoc.
Do kościoła przychodziła Marianna, która była zaangażowana w życie parafii. Marianna wiele razy chciała rozmawiać w Marcelim. Oczekiwała na niego przed kościołem i spoglądała na plac, przez który Marceli przechodził, w drodze do świątyni. Chociaż widzieli się wiele razy Marcelo nie odkrył jeszcze znaczenia słów Pisma św.: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ale „kropla nie siłą lecz częstym padaniem żłobi kamień”, jak mówi przysłowie.
Pewnej niedzieli po południu usłyszałem znane mi głosy przed kościołem. Z ciekawości wyszedłem. To byli oni.
― Padre, chcemy coś księdzu powiedzieć
― To pięknie, a co dobrego powiecie? ―rzekłem
― Chcemy się pobrać
― No to ładnie, gratuluję.
Przez wiele lat on grał na gitarze, a ona śpiewała na Mszach św. Poza tym pomagali w wydawaniu Gazetki parafialnej „Posłaniec”. Bóg pobłogosławił ich małżeństwo, dał im córkę i pozostawił na zawsze w ich rodzinie chrześcijańskie “Ślady pod Krzyżem Południa”.
Ks. Zdzisław Urbanik CSMA
Leave a Reply