Ślady pod Krzyżem Południa – Lot 805

with Brak komentarzy

Zachwyca każdorazowe przybycie do Wyższego Seminarium Duchownego Michalitów, które znajduje się w centrum paragwajskiego miasta Ñemby, chociaż na pierwszy rzut oka wygląda jak wiele innych terenów przeznaczonych do zamieszkania. To cudowne i niepowtarzalne miejsce, na którym znajduje się boisko sportowe ze sztuczną trawą i ogród warzywny zauracza, tak za dnia jak i w nocy, obfitą zielenią, dziełem Bożych rąk i ludzkiego wysiłku. Ale każdego poranka zachwyca niepowtarzalną aurą panującą w tym miejscu.

Wczesny śpiew koguta, który dociera do mieszkań zwiastuje wschodzące słońce. Jego kukuryku budzi nawet kleryków, którym rano zawsze chce się spać. Do tego budzika porannego dołączają się ćwierkające wróble, kolibry – najmniejsze ptaki świata, figlarze bentewi i drozdy śpiewające i urzekające swoim porannym śpiewem. I kiedy zasycha im gardło, trawa bezinteresownie gasi ich pragnienie podając im wodę w postaci porannej rosy.

Kwiaty nie spóźniają się na ten koncert gdyż wstają o tej samej godzinie, by posłuchać tej ptasiej muzyki. Również cytrusy, drzewa lapacho, sosny, cynamony i karoa reagują i wyrażają podziw i uznanie za tę wspaniałą chwilę kołysząc się uroczyście. A długie i obfite szypułki zwisające z “cudownego drzewa” moringa sprawiają wrażenie jakby ono płakało z radości. Palmy swoimi pływającymi w powietrzu liśćmi, falują jak chorągwie poruszane lekkim powiewem porannego powietrza. Łączą się również mirty i jaśminy, których zapachy rozchodzą się po podwórzu i unoszą się ku niebu jak wonny dym kadzidła. W tym czasie krotony – kwiaty bez kwiatów – rozpoczynają swoje dzienne życie i ukazują swą atrakcyjność pięknem kształtów i barw, które przyciągają wzrok.

Pewnego poranka 201…roku postanowiłem uczestniczyć w tym koncercie. Wyszedłem z domu i usiadłem na ławce przed budynkiem seminaryjnym. Było jeszcze mroczno, ale nocne ciemności szybko znikały i słońce wychylało się zza sąsiadujących domów, wysuwając się na czoło wśród stworzeń i ogrzewając powoli naturę. Również pies domowy wziął udział w tym zbiorowym i harmonijnyn przeżyciu, a usiadłszy u mych stóp dał dowód wierności swemu panu.

Ten koncert przywołał w mojej pamięci najpiękniejsze chwile mego życia: dom rodzinny, Pierwsza komunia św., święcenia kapłańskie. Ale wspomnienie mojego przybycia do Paragwaju, a dokładnie do Ñemby, pojawiło się z taką siłą, że wydawało mi się jakby to było wczoraj lub dziś.

Otóż pewnej niedzieli miesiąca lutego przed południem, ks. Marian przywiózł mnie z lotniska na plebanię. Tam zaprowadził mnie do małego pomieszczenia, któremu przyglądnąłem się uważnie. Był to mały pokoik, nie malowany od lat, może 3 x 3 metry, z wnęką w ścianie, zamykaną okiennicą z desek. Poza tym było tam łóżko, malutka szafka i mały stolik z krzesłem. Wygląd tego pomieszczenia zrobił na mnie tak przygnębiające wrażenie, że mnie sparaliżował i nie wiedziałem co robić … usiadłem na łóżku, ciepły pot spłynął po moim ciele i moja bielizna wyglądała jakbym wyciągnął ją z wody … przyszły czarne myśli, których nie oczekiwałem … po co tu przyjechałeś…? będzie lepiej jak wrócisz … Kiedy położyłem się na łóżku wydawało mi się jakbym został wrzucony na rozpalone ruszta … temperatura, jak mi się wówczas wydawało, dochodziła do 40ºC… załamałem się … Stan ten trwał około godziny. Ukojeniem było wspomnienie, że ks. Markiewicz nie spotkał lepszych warunków gdy przybył do Miejsca Piastowego.

W pewnym momencie usłyszałem jak klerycy zaczęli śpiewać “Ave stella matutina”. Wstałem z ławki, koncert ptasio – roślinny trwał… wszedłem do kaplicy na rozmyślanie. Po śniadaniu, wśród różnych książek i albumów znalazłem gruby zeszyt. Między listami moich znajomych z pierwszych lat kapłaństwa znalazłem bilety lotnicze VARIGa, Lufthansy, TAMu, Alitalii, Aerolineas Argentinas i autobusowe z moich przejazdów między Argentyną i Paragwajem, które zachowałem. Ale ja szukałem śladu mojego przybycia na kontynent nadziei. Był to bilet samolotowy z Madrytu do Asunción Paragwajskich Linii Lotniczych z datą wylotu 18 lutego 1984. Lot 805, który pozostawił moje pierwsze misyjne „Ślady pod Krzyżem Południa”.

Leave a Reply