Ślady pod Krzyżem Południa – Prezent dla Dzieciątka Jezus

with Brak komentarzy

W Buenos Aires w lecie grzeje na potęgę i wszyscy z pośpiechem szukają chłodnego miejsca, nawet po zachodzie słońca. Pewnego grudniowego dnia, po Mszy św. wieczornej, szukałem jakiegoś zakątka by się ochłodzić. Ale gdy wyszedłem z kościoła spotkałem młodzieńca, którego znałem od dawna. Był on związany z parafialną grupą liturgiczną. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się, podszedł, popatrzył na mnie radosnymi oczami i głosem wzruszonym, ale pewnym powiedział:   

— Ojcze, przynoszę ojcu prośbę. Od dawna myślałem wręczyć ją ojcu.

— Co to za prośba?

— Niech ojciec zobaczy. Jeszcze nikt jej nie czytał, nawet moi rodzice.

Widać było, że był szczęśliwy. Wziąłem ten papier do ręki i tak go trzymałem przez chwilę patrząc na tego rudawca. W pewnym momencie powiedziałem do niego:

― Pewnie znowu będziecie organizować turniej piłki nożnej. Świetnie. Podoba mi się.

Ale zauważyłem, że w tym momencie na jego twarzy pojawił się niepokój, a nawet grymas. Wobec tego szybko rozwinąłem kartkę i rzuciłem okiem… moje zdziwienie było wielkie. “Niniejszym proszę o przyjęcie mnie do postulatu Zgromadzenia Św. Michała Archanioła w charakterze kapłana. Uzasadniam moją prośbę tym, że pragnę oddać się Chrystusowi w duchu powściągliwości i pracy. Colín Orca. Morón, 13 grudzień 2003”.

― Ależ niespodzianka! Ah, ten Colín… ―pomyślałem i dorzuciłem: ―Zrobiłeś przepiękny prezent dla Dzieciątka Jezus, które ma się narodzić.

Zaskoczony tym wydarzeniem usiadłem na jednym z klombów. Tam gdzie często gawędziły ″nagietki”. Trzymałem ten papier w dłoniach, oglądałem go i obserwowałem jak ostatni parafianie udawali się do swych domów. Próbowałem pozbierać myśli i uspokoić wzruszenie, gdyż czułem się uczestnikiem tej tak ważnej decyzji Colina. Przyszły mi na myśl mecze piłki nożnej, w których Colín zawsze brylował na różne sposoby. Obrazy mojego sędziowania nakładały się i mieszały z zagraniami piłkarzy, z żółtymi i czerwonymi kartkami, z entuzjazmem po zdobyciu gola i ze spuszczonymi głowami tych, którzy go stracili. Zobaczyłem znowu tego młodzieniaszka jak na Mszach św., które ja odprawiałem ogłaszał: „Czytanie Listu św. Pawła…”.

Może byłbym tak rozmyślał dalej, ale usłyszałem:

― Ojcze! Zamknąć kościół?

Był to Oswald z grupy liturgicznej, który kończył dyżur i udawał się do domu. To zawołanie otrząsnęło mnie, wstałem i spojrzałem w niebo. Słońce przytulało się do domów, prosząc o zasłużony nocleg po całodziennym wysiłku. Gorąc, który pozostawiło nie ustępował. Zmrok nocy powoli i bezlitośnie ogarniał domy i drzewa. Najpierw tu i ówdzie zapalała się lampa uliczna. Potem światła przed domami. Słychać było trzask spadających żaluzji u sąsiadów. Zza budynków księżyc ukazał swoje oblicze, płynąc spokojnie i cicho. Pierwsza gwiazda zawieszona jak pająk na nieboskłonie bez granic z każdą sekundą mrugała co raz mocniej.

Ta atmosfera przypomniała mi Wigilię Bożego Narodzenia w domu rodzinnym. Pojawienie się pierwszej gwiazdki niecierpliwie oczekiwanej, zapraszało do Wieczerzy Wigilijnej, której zewnętrzne „Ślady pod Krzyżem Południa” są tak mało podobne do tych w moim domu rodzinnym. Ale bliskie są duchem. Niebo ― ziemi, niebu ― ziemia, wszyscy wszystkim ślą życzenia, jak śpiewał zespół „Czerwone Gitary”.

Ks. Zdzisław Urbanik CSMA

Leave a Reply