Ślady pod Krzyżem Południa – Strachy w kuchni

with Brak komentarzy

Dom Powołaniowy w Natalicio w kształcie litery ‟U”, oddalony 100 metrów od szosy, otoczony drzewami i krzewami tworzy zaciszny klimat. Jednakowe drzwi i okna powodują, że dość trudno odróżnić cześć gospodarczą, np. kuchnię z zapleczem i jadalnią od mieszkań. Dobra przeszkoda dla złodziei. Zauważamy, zatrzymując się w wejściu, dużą przestrzeń wyłożoną płytami z piaskowca, która tworzy podwórko wewnętrzne. W centrum podwórza, nad studnią, która w pewnym okresie mieszkańcom domu dostarczała wodę, niezbędny składnik organizmów żywych, wznosi się zbiornik wodny. Korytarz przyległy do podwórza, szeroki i długi, ozdobiony kwiatami chroni przed promieniami słonecznymi, deszczem i wiatrem, które sromotnie chłostają w tej części globu. Jest on milczącym świadkiem częstych rozmów postulantów, nowicjuszy i innych mieszkańców domu, którzy w grupie dzielą się orzeźwiającymi napojami terere lub mate.

Do kaplicy zakonnej, jadalni, kuchni i do mieszkań wchodzi się z korytarza. Na jego końcu mieszkała Emiliana, kucharka. Jako młoda dziewczyna śniła o życiu zakonnym. Była to kobieta prosta i szlachetna, która oddała swoje życie na służbę we wspólnocie michalickiej.

― Ja byłam katechistką w sąsiedniej parafii ―opowiadała pewnego razu przy terere. W soboty i niedziele organizowałam nabożeństwa, katechezy dla dzieci i dla młodzieży. Również prowadziłam kancelarię parafialną. Tak dla żartów mogę powiedzieć, że brakowało mi tylko, żeby biskup dał mi tytuł «proboszczki». Kiedy dowiedziałam się, że w Domu Powołaniowym potrzebowali kucharki obiecałam ‟ojcom polskim” poszukać jakiejś osoby do tej posługi i w żartach dodałam, że jeżeli nie znajdę nikogo to ja będę gotować. Dziewczyna, która miała gotować, spodziewała się dziecka. Wobec takiej sytuacji ja podjęłam się tej pracy. Ale ja nie umiałam gotować. Było to dla mnie tak skomplikowane, że bardzo szybko chciałam odejść. Ale ojcowie mnie przekonali bym pozostała. Przez 40 lat gotowałam dla księży, chłopaków i nowicjuszy. Obecnie opiekuję się moją mamą staruszką, która bardzo często przyjeżdżała do mnie na soboty i niedziele.

Pamiętam, pewnej nocy mama wstała przestraszona.      

― Mamo co się dzieje? —zapytałam ją.

― W kuchni są strachypowiedziała ściszonym głosem i wyszła. Po jakimś czasie, znowu wyszła, gdyż według niej ktoś szperał między naczyniami w kuchni. Ja jej powiedziałam, że się jej przywidziało, bo ja tam nigdy nic nie zauważyłam.

Rankiem następnego dnia, zaledwie obydwie otwarły oczy, rozpoczęły rozmowę na temat tych tajemniczych odgłosów w kuchni. Jak zwykle najlepszym miejscem do tego był korytarz. Wychodząc z kaplicy po rozmyślaniu spotkałem je gdy rozmawiały przy mate.

Padre, noże i łyżki są porozrzucane po podłodze.

― Może w nocy tam chodzili chłopcy? ― zasugerowałem.

Przybiegli nowicjusze i zaskoczeni sytuacją zapewniali, że w nocy nie byli w kuchni i że nic nie słyszeli. Wszyscy przyglądali się, stojąc jak na pobojowisku, ale nic nie wymyślili.

Po tych odwiedzinach ‟babci”, gdyż tak nazywaliśmy mamę naszej kucharki, życie w domu biegło normalnym rytmem. Chłopcy chodzili do szkoły, uczyli się, pracowali w ogrodzie i grali w piłkę; nowicjusze wypełniali program formacyjny. Emiliana oddana bez reszty przygotowywała śniadania, obiady i kolacje. Zagadka ze strachami w kuchni wyjaśniła się, gdy pewnego razu, późnym wieczorem, z kuchni wyskoczył z krzykiem jeden z nowicjuszy, który postawił na nogi cały dom. Między garnkami buszował czarny kot sąsiadów, zostawiając w naszym domu ‟Ślady pod Krzyżem Południa”.

Ks. Zdzisław Urbanik

Leave a Reply