Ślady pod Krzyżem Południa – Nagietki

with Brak komentarzy

Wśród tysiąca ulic w ogromnym mieście Buenos Aires, Aleja Félix Burgos w Morón wygląda jak jedna z linii w zeszycie rachunkowym. Według mieszkańców, oficjalnie była asfaltowana kilka razy. Po jednej i po drugiej stronie tej ulicy obserwujemy domy, w większości parterowe z malutkimi ogródkami, zatopione w ziemi. Między domami, pojawia się co jakiś czas kiosk, zieleniak, sklepik, mały zakład naprawy samochodów lub motorów czy też stare drzewo. Plątanina kabli elektrycznych, internetowych i telefonicznych na słupach wygląda jak pajęczyna wisząca nad naszymi głowami. W połowie tej ulicy, która ma nieco więcej jak półtora kilometra, wznosi się kościół. Nie ma on formy klasycznego kościoła, raczej hali fabrycznej z wieżą. Gdy został położony asfalt na przebiegającej przed nim ulicy warkot motorów i samochodów dawał się we znaki nawet podczas śpiewu w czasie nabożeństw.

U wejścia do świątyni znajdują się dwie rabatki. Jedna w kształcie litery ‟P”, a druga ma formę ‟M”. Niektórzy utrzymują, że te inicjały znaczą ‟Padres Miguelinos”. Inni natomiast, że ‟Polak Marian”, pierwszy proboszcz michalicki w tej parafii pod wezwaniem św. Józefa. Były one zrobione, kiedy michalici objęli tu duszpasterstwo, gdzie pracowałem 12 lat. Ta część przy kościele jest tak nasłoneczniona, że w rabatkach mogą rosnąć tylko nagietki. Ale gdy przepiękne żółto-pomarańczowe płatki opadną i zawiązują się nasiona, mają tak brzydki wygląd, że nawet Argentyńczycy nie odważają się nazwać je po imieniu.

Pewnego dnia, przed południem, siedziały tam dwie kobiety. Jedna była panną, a druga wdową. Ponieważ życie nie przepuści nikomu i w pewnym momencie musi wziąć swoje, u obydwóch widać było ślady brzydkości, charakteryzujące kobiety, które w pewnym momencie prowadziły niewłaściwe życie. Ich ostre języki nie oszczędzały nikogo.

― Co ksiądz tu robi? ―zapytała jedna z nich, widząc jak przechodziłem i chyba, żeby zamienić kilka słów.

― Ah, widzę, że panie tu siedzą i chciałem je pozdrowić ―odpowiedziałem.

― I co tam słychać u księdza? Nie chciałabym wypytywać za wiele ―usprawiedliwiała się panna, zdradzając w swym głosie pewne wzruszenie.

― Dzięki Bogu wszystko idzie dobrze. A co u pań?

― A nie chciałby ksiądz proboszcz usiąść i pogawędzić z nami? ―pośpieszyła się zaniepokojona wdowa.

― A macie własne kobiece sprawy, co tam będę wam przeszkadzał ―rzuciłem na odchodne i poszedłem. Ale zatrzymała mnie Nicolasa, która opiekowała się „szmateksem parafialnym”, tak że mogłem słyszeć rozmowę panny z wdową.

― A widzisz. Ja Ci mówiłam, że on nas nie lubi. Ja powiedziałabym mu, żeby odszedł z parafii. Niech przyjdzie inny ―zdenerwowała się panna i z dozą złości dodała: ―W końcu, pewnego dnia on stąd odejdzie, a my pozostaniemy. Tak, jak w tym przysłowiu, co nam powiedziała Nikolasa z Caritasu, która rozdaje ciuchy: ‟Ksiądz do innej parafii się udaje, a bluszcz pozostaje”. A bluszcz według św. Augustyna jest symbolem wierności.

― Owszem, zostaje, ale zraniony ―powiedziała wdowa wycierając załzawione oczy.

 ― Ja lubię naszego proboszcza, ale nie możemy objąć to boskie drzewo włoskami nagietki. Nie możemy być jak piła, która przerżnie go na drewno, by zwęglić mur, który nie pozwala zrealizować naszych fantazji. Ja go znam bardzo dobrze. On zaraz mi odpowie: ―‟Fantazje są jak zmory. Nie koronują wawrzynowymi wieńcami, tylko ostrymi kolcami. A kolce ranią wyobraźni wytwory”.

― Oj, nie mów tak, bo to mnie boli ―jęknęła sześćdziesięcioletnia panna.

Niebo było jasne, a słońce, które coraz bardziej grzało zmuszało do szukania cienia. Panna wstała i łkając w samotności po zakurzonej ulicy, jak widmo się oddalała.

Wdowa, zerwała nagietkę, ścisnęła ją w dłoniach jakby chciała wycisnąć kojący olejek, odpędzający wszelkie zwidy i fantazje, przytuliła do piersi i weszła do kościoła. W tym momencie, modyfikując Kazimierza Przerwę Temtajera: „Na Anioł Pański zabiły dzwony, żeby Chrystus był pochwalony, żeby Maryja była pochwalona”, wieczne ‟Ślady pod Krzyżem Południa”.

 

Ks. Zdzisław Urbanik CSMA

Leave a Reply