Ślady pod Krzyżem Południa – Powrót…?

with Brak komentarzy

Kiedy po 22 latach pracy misyjno-duszpasterskiej, która wpisała się głęboko w moje życie, wyjechałem z Buenos Aires do nowej posługi w Paragwaju, zapadał zmrok i szybko nadchodziła noc.

Pierwszy raz przemierzyłem tę trasę pociągiem, a potem, jako odpowiedzialny za wspólnoty michalickie w Paragwaju i w Argentynie, wiele razy, samolotem, samochodem lub autobusem. Tym razem była to podróż, która zamykała pewny etap mego działania misyjnego i wyznaczała nową rzeczywistość, w pewien sposób, już znaną przeze mnie, gdyż w Paragwaju zacząłem swoją przygodę misyjną na Kontynencie Nadziei. Było to w roku 1984.

Między argentyńskimi miastami Buenos Aires i Posadas, odległym o 1100 km i przygranicznym z Paragwajem, nie ma nic do podziwiania z autobusu kursującego nocą. Można tylko zobaczyć w zarysie bagniste tereny w regionie Corrientes, rozległe pola uprawne i łąki pampeańskie, które owszem zachwycają swoim urodzajem i pięknem, podczas przejazdu w dzień.

Podróż po Nizinie La Platy, objętej ciemnościami nocy i rozjaśnianej gwiazdami, które tylko Pan Bóg może policzyć, tworzy niesamowitą atmosferę skłaniającą do rozmyślania i wspomnień. Siedząc w wygodnym fotelu luksusowego autokaru Crucero del Norte, medytowałem na temat mojego nowego przeznaczenia i nowej pracy. W tym szczególnym klimacie wróciły mi  wspomnienia z Parafii św. Józefa w Morón i z Matki Bożej Loretańskiej w El Palomar, odświeżając w mojej pamięci szczegóły tego czasu.

Od nowa spotkałem się z niezwykłymi osobami z Odnowy w Duchu Św., których pieśni pochwalne zapalały do poprawy najzatwardzialszych grzeszników i przyciągały rzesze ludzi do kościoła i do różnych grup. Podziwiałem wysiłek niezapomnianych misjonarek osiedlowych, które pielgrzymowały od domu do domu z figurką Matki Bożej i z różańcem, widocznymi znakiem wiary katolickiej. Odtworzyły się chwile kiedy spowiadałem więźniów i które przypominały mi taką samą posługę ks. Bronisława Markiewicza w Przemyślu. Na nowo zaczęły żyć we mnie mecze piłki nożnej tak z ministrantami jak i z młodzieżą, które sędziowałem. Powróciły chwile trudne związane ze zdrowiem i jeszcze trudniejsze związane z napadami i złodziejami oraz starcia, które stoczyłem z nimi. Wracałem myślami do przejazdów zatłoczonymi autobusami i pociągami. W końcu rozmyślałem nad tym ogromnym polem duszpasterskim praktycznie niemożliwym do ogarnięcia, którym były obydwie parafie sprawiając, że każdy czuje się mały i słaby oraz wiele razy bezsilny.

Ale Pan Bóg już zajął się tym wszystkim. Do niego należą owoce mego wysiłku jak i przyszła misja. Pozostawiłem pracę duszpasterską, by podjąć się zadania formowania kleryków. Nadchodziła inna rzeczywistość, nowa dla nich i dla mnie. Czas by spojrzeć i działać inaczej, a nawet zmienić tonację mowy argentyńskiej na paragwajską.

Ogrom czasu przeżytego w Buenos Aires i wiele innych rzeczy nauczyły mnie, że każdego dnia, muszę przechodzić przez proces głębokiego odczytywania rzeczywistości, aby spojrzeć na człowieka Bożymi oczyma.

Przy lekkim kołysaniu się pędzącego autobusu powoli pojawiał się sen. Kiedy się przebudziłem byliśmy niedaleko Posadas, miasta granicznego z Paragwajem. A stewardesa podawała takie samo śniadanie, co podczas innych podróży. Kawa z mlekiem, herbata zwyczajna lub napar z ilex paraguariensis nazywany cocido, sucharki z dżemem i specjalny rogalik.

Przybycie do Paragwaju dla wielu może nie mieć większej atrakcji i znaczenia. Ale mój powrót stał się dla mnie nowym przeżyciem z nowymi wyzwaniami, które na pewno pozostawią we mnie i w moich poddanych nowe “Ślady pod Krzyżem Południa”.

 

Ks. Zdzisław Urbanik CSMA

Leave a Reply