Ślady pod Krzyżem Południa. PRZERWANA MISJA.

with Brak komentarzy

W drodze do posługi misyjnej pod Krzyżem Południa miałem kilkumiesięczny pobyt w Hiszpanii dla zapoznania się z językiem hiszpańskim. Podczas tego pobytu na Półwyspie Iberyjskim otrzymywałem listy od przyjaciół z Torunia, gdzie wcześniej pracowałem, jak również od rodziny. Przełożony generalny, ks. Aleksander Ogrodnik, pisał mi, bym długo nie bawił w Hiszpanii, gdyż w Republice Dominikańskiej klerycy czekają na ks. Henryka Słomę, który ma się tam udać z Paragwaju.

 

Tragiczny wypadek

W moim notatniku z tamtych lat znajduje się również następująca informacja: „Otrzymałem list od ks. Mariana Polaka z Paragwaju, który wspomina o śmierci ks. Jana Sołdygi: «Wyprzedzający na zakręcie autobus zahaczył o samochód ks. Sołdygi. Drzwi się otworzyły i wyrzuciło ks. Jana na szosę…»”.

Najczęstszymi wypadkami komunikacyjnymi są kolizje i wypadki samochodowe powodowane brawurą kierowców. Stanowią one poważny problem współczesnego świata i można je nazwać plagą społeczną. Każde takie zdarzenie pociąga za sobą poważne konsekwencje. A najbardziej tragicznym jego skutkiem jest śmierć, która w takich okolicznościach zawsze jest zaskoczeniem. Ks. Janowi nie udało się uniknąć skutków tragicznego i nieroztropnego manewru kierowcy autobusu. Jego posługa misyjna trwała zaledwie dwa i pół roku.

Ten niewiarogodny dramat, niemniej prawdziwy, wydarzył się 22 grudnia 1983 r. w godzinach popołudniowych na szosie Nº 2, do dziś najbardziej uczęszczanej, prowadzącej na wschód do Brazylii. Stało się to kilka kilometrów przed miastem Coronel Oviedo, na terenie niezamieszkałym. Wypadek spowodował kierowca autobusu Ovetense podczas nieudanej i nieroztropnej próby wyprzedzania. Gdy kierowca autobusu wyprzedzał pojazd prowadzony przez ks. Jana Sołdygę, z naprzeciwka zza zakrętu, który schodził z lekkiego wzniesienia, wynurzył się inny pojazd. I kierowca autobusu, aby uniknąć czołowego zderzenia, gwałtownie zjechał na pas jezdni, po którym poruszał się ksiądz Jan i zahaczył o bok jego samochodu. Według suchego policyjnego raportu, opisującego to nieszczęśliwe zdarzenie, ks. Jan wypadł z samochodu na jezdnię i zginął na miejscu. Jadący z nim pasażer, mieszkaniec Natalicio Talavera, dzięki Bogu, nie ucierpiał w tym tragicznym wypadku.

 

Wiekuiste milczenie

Wśród śmiertelnych ofiar, które zginęły w wypadkach samochodowych w Paragwaju w roku 1983 znalazł się zatem również polski misjonarz, ks. Jan Sołdyga. Ale co się stało, to się już nie odstanie.

 Miejsce wiecznego spoczynku w Natalicio, jak większość wiejskich cmentarzy na świecie, jest usytuowane poza wioską, jakby dla podkreślenia panującego tam wiekuistego milczenia. Na tym cichym i świętym miejscu znajduje się mogiła z polskim nazwiskiem. Jest to grób, w którym spoczywają śmiertelne szczątki ks. Jana Sołdygi, milczące świadectwo polskich początków misji michalickiej na Kontynencie Nadziei. Spoczywa on pośród parafian Matki Bożej Różańcowej z Natalicio Talavera, wśród których on i wielu innych michalitów pozostawiło misyjne ślady pod Krzyżem Południa.

Ks. Jan rozstał się na zawsze z celą zakonną w Domu Powołaniowym, by spocząć w przedwczesnej mogile. Do jego opuszczonej celi zakonnej ja wprowadziłem się, z chwilą mego przybycia do Natalicio. Odziedziczyłem po nim także brewiarz, którym potem posługiwałem się w czasie mego wieloletniego tam pobytu. Ks. Jan pozostawił także „na końcu świata” oryginalne egzemplarze miesięcznika Powściągliwość i Praca z lat 1898-1912, wydane przez bł. Bronisława Markiewicza, a od listopada 1910 roku drukowane czcionkami Drukarni Towarzystwa Powściągliwość i Praca w Miejscu Piastowym. Z artykułów tam umieszczonych przez Ojca Założyciela zamierzał czerpać przy tworzeniu śladów michalickiej historii pod Krzyżem Południa.

 

Ks. Zdzisław Urbanik CSSMA

 

 

Leave a Reply